Tak jak w poprzednich latach, osobom odpowiedzialnym za cały projekt udało się zrobić to z humorem. W 2016 roku pokazano model Swiss Alp Watch, wyglądający dokładnie jak smartwatch od amerykańskiego potentata — firmy Apple. Ten wyrób nie miał nic wspólnego z elektroniką, był kpiną. Szwajcarska marka pozostała wierna tradycji, gdy na całym świecie trwał “boom” na inteligentne zegarki.
Wielokrotnie, osoby z marki H.Moser & Cie. wskazywały problem „szwajcarskości” produktów z logo „Swiss Made” na tarczach. Jeszcze w 2016 roku z tarcz Moser’ów zniknęła ta deklaracja. Producent deklaruje, że jego wyroby są prawie w 100% szwajcarskie i nie chce być kojarzony z produktami o wątpliwym pochodzeniu lub ledwo spełniającymi kryterium wartości. Kilka tygodni później, w styczniu minionego roku, zaprezentowano Swiss Mad Watch — niemający napisu „Swiss Made” jednak w stu procentach szwajcarski zegarek.
Ten pojedynczy wyrób był tak bardzo skupiony na autentycznym pochodzeniu, że jego kopertę wykonano ze szwajcarskiego sera. Ten wyjątkowy okaz wyceniono na 1 081 291 Franków Szwajcarskich (oczywiście). Ta kwota też nie została ustalona przypadkowo - 1 sierpnia 1291 roku uznawany jest za symboliczny moment utworzenia Szwajcarii. Z pieniędzy pozyskanych w ten sposób wsparto niezależnych zegarmistrzów, tworzących zgodnie ze sztuką, niekorzystających z podwykonawców w Azji.
Tegoroczna premiera — The Swiss Icons Watch — szokuje. Jest ona zlepkiem charakterystycznych elementów z wielu zegarkowych ikon. W tym wyglądającym jak marnej klasy podróbka przedmiocie, z premedytacją wymieszano elementy wykorzystywane przez innych producentów.
Mocna koperta, dwukolorowy pierścień lunety ze skalą dwudziestoczterogodzinną, koronka z szafirowym kaboszonem, osłona koronki w kształcie wycinka koła, mostki tourbillonu ze złota, faktura tarczy, czcionka wykorzystana do opisania producenta, wzór bransoletki mocowanej za pomocą śrubek to tylko kilka najbardziej oczywistych zapożyczeń. Wszystkie odnoszą się do zegarków, które były innowacyjne i dzięki temu zdobyły tak wielką popularność. Zaryzykuję stwierdzenie, że stały się symbolami przemysłu zegarkowego.
Jest jednak też druga strona tego medalu. Producenci, do których należą te nowatorskie wzory, osiedli na laurach. Przygotowują kolejne generacje swoich flagowych zegarków z minimalnymi zmianami, niewpływającymi na nic poza ceną ostateczną. Ludzie z firmy H.Moser & Cie. wskazują na pewien paradoks — dziś, gdy możliwości przemysłu są olbrzymie, konkurencyjne marki przestały tworzyć nowinki, a skupiły się na odcinaniu kuponów od przeszłości.
Co więcej, by jeszcze lepiej wypromować swoją ofertę, zatrudniają gwiazdy i osoby medialne niemające nic wspólnego z branżą. W ostatecznym rozrachunku za wszystko płaci klient końcowy. W takich warunkach małe atelier zegarmistrzowskie mają utrudnioną drogę rozwoju i sukcesu — nie mogą pozwolić sobie na konkurowanie z ogromnymi markami, podkreślającymi na każdym kroku swoją historię i angażującymi celebrytów do promocji.
Po zakończeniu Salonu Elitarnego Zegarmistrzostwa opisywany zegarek zostanie sprzedany, a pozyskane w ten sposób środki zasilą konto Fundacji na rzecz Szwajcarskiej Kultury Zegarmistrzostwa (Fondation pour la Culture Horlogère Suisse).
Wewnątrz pracuje oczywiście autorski mechanizm z automatycznym naciągiem sprężyny i tourbillonem wykonującym obrót w ciągu 60 sekund.
O marce H.Moser & Cie. napiszemy na pewno jeszcze wielokrotnie. Ponownie, niewielka manufaktura jest na językach całego świata. Prezentacja Swiss Icons Watch jest wspaniałą formą promocji marki, „szwajcarskości” zegarków i klasycznego zegarmistrzostwa.