Najnowsze dziecko zespołu URWERK zabiera właściciela na futurystyczną podróż w czasie i przestrzeni. Jak w każdym poprzednim dziele tej drużyny, wszystko kręci się, przestawia, przesuwa i zmienia. Przede wszystkim jednak intryguje. Poza wskazaniem czasu, UR-100 SpaceTime prezentuje “przebytą drogę”.
Rozpoznawalny system orbitujących satelitów, które są jednocześnie wskazówką godzinową i minutową, w najnowszej wersji pozwala obserwować dystans jaki przebyła Ziemia oraz dystans przebyty na Ziemi. Powtarzam - z pomocą tego zegarka można sprawdzić jaką odległość przebyła Ziemia, bez znajomości astronomii i matematyki.
Karuzela o trzech satelitach porusza się nieustannie, minuta po minucie, zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Trzy ramiona mają dyski z opisanymi wszystkimi numerami godzin o 1 do 12. Poza tym, że satelity wędrują dookoła osi na której je zamontowano, dyski obracają się tak, by cyfrowo prezentować która jest godzina. Wskazanie uzupełniono rozpisaną między standardowym położeniem indeksów 4 i 8, skalą minutową. Satelita z wyświetlonym numerem aktualnej godziny “przelatuje” nad skalą i za pomocą czerwonej strzałki wskazuje aktualną minutę. To już było.
Z prawej strony tarczy można sprawdzić jak wiele kilometrów przebyliśmy na Ziemi, przemieszczając się wokół jej osi, bez wstawania zza komputera. Ta informacja opiera się na wyliczeniu średniej prędkości z jaką porusza się punkt na równiku. Co 20 minut każde miejsce na równiku obraca się o 555 kilometrów względem osi planety. Za każdym razem gdy w okienku skali zjawia się czerwony grot, licznik "zeruje się" i po 1200 sekund kończy bieg w punkcie gdzie zaznaczono 555 kilometrów.
Po lewej stronie tarczy, ta sama wskazówka (tak może się wydawać, lecz to nie ta sama a jedna z trzech) pozwala sprawdzić jak duży odcinek pokonała nasza planeta wokół Słońca. Jeśli 555 km/20 min wydawało się szybko, to teraz rozmawiamy o gigantycznym tempie. W ciągu ⅓ h nasz dom pokonuje aż 35 740 kilometrów wzdłuż ziemskiej orbity. Trzeba się spieszyć, jeśli chce się zdążyć na imprezę sylwestrową, a do pokonania są miliony kilometrów.
Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych czytelników takie "zliczanie" będzie rozczarowujące, bo po pierwszym opisie spodziewali się jakichś niezwykłych liczników bębnowych poruszanych trzema setkami części każdy lub subtarcz ze skalą od zera do nieskończoności. Sposób w jaki przedstawiono dystanse jest jednak próbą zwrócenia uwagi na tempo z jakim pędzimy przez pustkę.
Indeksy godzin oraz minut wypełniono substancją luminescencyjną. Satelity powstały z aluminium i obracają się na elementach z brązu berylowego. Próżno szukać tu sekundnika.
Sercem tego projektu jest Caliber 12.01 z systemem automatycznego naciągu sprężyny w bębnie. To jednostka zaprojektowana i skompletowana wewnątrz firmy. Jej płyty powstały z materiału z grupy stopów ARCAP, czyli pozbawionych żelaza. Brak tego pierwiastka sprawia, że stop jest antymagnetyczny. Istnieją różne odmiany ARCAP, a pierwiastki które można w nich znaleźć to nikiel, miedź, kobalt, cyna, cynk i ołów. Mechanizm pracuje z częstotliwością 4 Hz, jest łożyskowany przy pomocy 39 kamieni, a jego autonomia pracy to około 48 godzin. Często wskazuję w swoich artykułach na to, że dzisiaj standardem stają się werki oferujące 55 i więcej godzin zapasu energii. Kaliber 12.01 oferuje wyraźnie mniejszy zapas, jednak system satelitów zdaje się być znacznie bardziej “paliwożerny” niż klasyczne rozwiązanie ze wskazówkami.
Działanie wahnika automatycznego naciągu usprawnia i reguluje płaska turbina powietrzna. Tak zwana “pułapka powietrzna” zmniejsza wstrząsy jakim poddawany jest rotor i ogranicza efekt długotrwałego, zbyt mocnego naciągnięcia sprężyny w bębnie. W dłuższej perspektywie zmniejsza się w ten sposób zużycie elementów mechanizmu, np. łożyska wahnika. Dłuższe okresy między przeglądami i wymianą elementów, to potwierdzenie obiegowej tezy, że mechaniczne zegarki to konstrukcje na dekady lub nawet stulecia.
Koperta UR-100 może wydać się znajoma tym, którzy pilnie obserwują markę panów Baumgartnera i Frei’a. Nawiązuje ona do stylistyki pierwszych modeli marki - UR-101 i UR-102. Wydłużona w linii 12 - 6 obudowa ma osiem kątów, a jej górna część różni się od dolnej. Na dole ma wyraźne uszy do mocowania paska, po przeciwnej stronie zaś jest blokiem w którym umieszczono koronkę. Satelity i skalę zabezpiecza kopułą z szafirowego szkła. Spód także przeszklono by pokazać wszystkim (którzy będą mieli okazję trzymać UR-100) jak działa nowatorski system regulujący pracę wahnika.
Wymiary to 41 milimetrów na linii godzin 3 - 9 oraz 49,7 milimetra między godzinami 12 a 6. Grubość obudowy to 14 milimetrów. Szczęśliwie dla UR-100, w statkach kosmicznych, gdzie UR-100 doskonale pasuje, wody jest niewiele, bo jego wodoszczelność jest podstawowa.
Powstanie łącznie 50 egzemplarzy z edycji premierowej, po 25 z obu odmian kolorystycznych i kolejne 25 egzemplarzy wykończonych jak broń. Cena jaką przyjdzie zapłacić to 48 000 franków szwajcarskich, co przy obecnym, wysokim kursie wymiany daje ponad 195 000 złotych. Podane kwoty nie uwzględniają lokalnych podatków. Kwota wydaje mi się adekwatna do poziomu zaawansowania konstrukcji i tego, że firma URWERK produkuje około 150 egzemplarzy rocznie. Ta liczba uzględnia wszstkie aktualnie oferowane modele.
Wyroby, które zawierają jakąś nowość lub niestandardowe podejście do mierzenia czasu zawsze zdobywają moją sympatię. URWERK UR-100 SpaceTime prezentuje w każdej chwili aż trzy czasoprzestrzenne rzeczywistości, unaoczniające nieprzerwaną wędrówkę przez kosmos. Wcześniej nie znalazłem nigdy takich wskazań, więc pozostaje mi napisać: lubię to.