Ostatni model, który rozszerza portfolio, otrzymał oznaczenie UR-105 CT Kryptonite. Nazwa jest intrygująca. Zaczerpnięto ją z komiksów DC Comics, opowiadających przygody Supermana. Świecący na zielono, radioaktywny pierwiastek kryptonit, był jedyną słabością bohatera. Najnowszy UR-105 ma indeksy godzinowe i skalę minutową pokrytą hojną aplikacją z substancji SuperLumiNova o zielonej emisji światła.
Jednak inspiracje do stworzenia tego zegarka sięgają znacznie dalej w przeszłość, bo aż do siedemnastowiecznych Włoch. Współzałożyciel marki — Felix Baumgartner — był zauroczony legendą, którą usłyszał od taty. Jego ojciec był zegarmistrzem, zajmującym się naprawą i restauracją historycznych zegarów. Pewnego razu do jego warsztatu trafił ciekawy okaz — jeden z zegarów braci Campani. Felix dowiedział się wtedy, że ten i podobne zegary były konstruowane tak, by można było odczytać godzinę w ciemnościach.
Włoscy konstruktorzy zrezygnowali ze wskazówek. Godzina była prezentowana w okienku, na podróżujących dyskach. Ich mechanizmy były cichsze niż zwykłe, a także pozbawione funkcji bicia. Tym, co sprawiało, że wskazania były czytelne nawet w ciemności były świece lub lampy oliwne wtykane w specjalny uchwyt. Niestety, szafy skrywające mechanizm były wykonane w dużej mierze z drewna. Łatwo się domyślić jaki los spotkał większość z nich, skoro stawiano na nich źródło żywego ognia.
Wedle legendy, osobą, która jako pierwsza złożyła zamówienie na taki wyrób, był ówcześnie sprawujący urząd Papież. Zegar miał dawać możliwość sprawdzenia godziny w czasie nocnej modlitwy, a jego mechanizm być na tyle cichy, aby nie zakłócać snu Ekscelencji.
Jednym z podstawowych wymogów, jakie od lat stawiają sobie specjaliści od awangardy - Baumgartner i Frei — jest to, by ich zegarki były czytelne po zmroku. Łatwo się o tym przekonać — wystarczy „naładować” substancję luminescencyjną i zgasić światło. Główny projektant — pan Frei, uważa, że było ciekawym wyzwaniem projektowanie zegarka mogącego spełniać papieskie wymogi sprzed wieków.
Designer zwraca też uwagę na kontrast, jaki powstaje między czarną, matową kopertą, a intensywną emisją substancji świecącej. Obudowa powstała z tytanu pokrytego AlTiN (skrót od aluminium titanium nitride — azotek tytanu glinu). Jest to konstrukcja typu „hunter” (z ang.: łowca) - ma ona klapkę częściowo przesłaniającą szafirowe szkło i poruszające się pod nim trzy satelity. Ma szerokość 39,5 milimetra, wysokość 53 milimetrów i grubość 17,8 milimetra.
Całość nadaje się raczej na wycieczkę na orbitę okołoziemską niż na plażę — wodoszczelność określono na skromne 3 ATM. Tak jak we wcześniejszych kreacjach, tak i tu pojawiają się echa stylistyki Art Deco — w symetrycznych, geometrycznych kształtach i kątach. Brak ornamentów pozwolił zachować czystość i stylistyczną spójność. Pan Frei wzorował się na nowojorskich drapaczach chmur — Empire State Building, budynkach Chryslera i Comcast’u. Chciał jednak przenieść projekt do bardziej mrocznej rzeczywistości miasta Gotham — ojczyzny innego bohatera — Batmana, również znanego z komiksów DC Comics. To dlatego całość jest czarna.
Sercem tego zegarka, jak łatwo się domyślić, jest autorski kaliber. Mechanizm UR5.03 opracowano wewnątrz manufaktury, bo tylko w ten sposób można było zmaterializować wizję założycieli. Werk ma moduł automatycznego naciągu, którego wydajność można regulować za pomocą dźwigni na spodzie. W jego wnętrzu zastosowano 52 kamienie łożyskujące. Częstotliwość jego pracy to 4 Hz, a rezerwa chodu to około 48 godzin. Wykończenia powierzchni mechanizmu powstały w kilku technikach — są zarówno piaskowane, perłowane, jak i szczotkowane.
Prezentuje on godziny i minuty, wykorzystując satelity krążące po swoich orbitach. Upływające zaś sekundy zwizualizowano za pomocą dysku z cyfrowymi oznaczeniami. Producent zadbał też o to, by na „tarczy” umieścić wskaźnik rezerwy naciągu. Jak prezentowany jest czas opisałem dokładniej w jednym z wcześniejszych artykułów. Można go przeczytać - tutaj.
Najnowsza kreacja jest wyceniona na 65 000 franków szwajcarskich. Po przeliczeniu po aktualnym kursie CHF, bez uwzględnienia lokalnych podatków, daje to przeszło 240 000 złotych.
Wysoka cena, mała roczna produkcja i futurystyczny design czerpiący z Art Déco to niepowtarzalne cechy propozycji od Urwerk. Marka ma wielu oddanych i odpowiednio zamożnych fanów, którzy chętnie sięgną po UR-105 CT w wariancie „Kryptonite”. Całe szczęście, że w jego wnętrzu nie zastosowano promieniotwórczego pierwiastka.